Ostatnio nie mam czasu pisać za dużo... Praca! Już kilka razy przymierzałem się do opisu kilku filmów i w końcu postanowiłem nadrobić tę zaległość. Mój wybór był dość oczywisty. Stawiam na ten z filmów, który widziałem jako ostatni, a jest nim "Klub niewiernych żon" (org. "Cheaters' Club", reż. Steve DiMarco).

W gruncie rzeczy filmowi czegoś zabrakło, ale nie potrafię powiedzieć czego. Z pewnością sam pomysł jest dość dobry. To samo mogę powiedzieć o muzyce. W zasadzie to dwa główne atuty tej produkcji.
Jednak muszę się do czegoś przyczepić, bo inaczej nie był bym sobą. W tym przypadku najbardziej nie rozumiem czemu kobiety nie współpracowały z policją. Rozumiem, że nie chciały, by informacja o ich zdradach nie dotarły do ich mężów... Zgoda, ale przecież nikt nie mówi, że prowadząca śledztwo pani detektyw od razu poszłaby na skargę. A jeśli mowa o detektyw Rollins, to jest to chyba najbardziej dziwna postać w całym filmie. Pozostałe postaci - mogą być. Co do dialogów, to bywały momenty, gdzie mniej sztuczne są piersi kobiet po trzech operacjach plastycznych.

Reasumując, film "Klub niewiernych żon" można zobaczyć, jest to całkiem niezły thriller. Jednak ma on pewne wady, które powodują, że do dobrego kina mu trochę brakuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz