Film "I że cię nie opuszczę" (org. "The Vow", reż. Michael Sucsy) czekał u mnie na dysku ponad 6 miesięcy zanim zdecydowałem się go obejrzeć i o nim napisać. Można jednak powiedzieć, że i tak to nie za długo, bo są filmy, które zdobyłem dwa lata temu i wcześniej, a nadal nie miałem chęci, kaprysu czy ochoty na ich obejrzenie.
Ale do rzeczy - film opowiada historię małżeństwa, które uczestniczyło w wypadku samochodowym. Niestety od tego momentu życie Leo i Paige diametralnie się zmienia, ponieważ w wyniku obrażeń kobieta nie pamięta ostatnich pięciu lat swojego życia. Jest dla niej nowością, że ma męża (którego nie pamięta) oraz fakt, że wybrała studia artystyczne zamiast prawniczych. Amnezję Paige wykorzystuje jej rodzina do odbudowania z nią więzi (kilka lat temu dziewczyna zerwała z nimi kontakt) oraz pojawia się jej były narzeczony, który nadal ją kocha, a z którym ta niegdyś zerwała. W całym tym zamieszaniu jedynie Leo walczy, by odzyskać kobietę swojego życia i wzbudzić u niej zapomniane uczucie.
Jako dygresję mogę wtrącić, że motyw amnezji pojawia się w opisywanym kiedyś serialu "Grimm". Z tą jednak różnicą, że w nim (wszystkie odcinki 2. sezonu emitowane do tej pory) Juliette, narzeczona głównego bohatera nie pamięta tylko Nicka.
Ale wracając do filmu mogę dodać, że twórcy filmu znakomicie wybrali aktorów odgrywających główne role: Rachel McAdams ("Pamiętnik", "Polowanie na druhny") oraz Channinga Tatuma ("Dziewiąty legion", "Magic Mike"), którzy wydawali się pasować do siebie.
W filmie zastosowano zabieg wprowadzenia narratora, którym był Leo. Pozwoliło to widzowi spojrzeć na sprawę oczami bohatera, którego wykreowano jako mężczyznę, który walczy nie tylko o miłość, ale o rodzinę i o przeżyte przez siebie ostatnie 5 lat. Zastanowiłem się, czy gdybym to ja znalazł się w takiej sytuacji, to czy też znalazłbym w sobie tyle siły? Odpowiedź brzmi nie wiem.
Film opowiada jedną z tych historii, które pisało życie - tuż przed napisami końcowymi możemy zobaczyć zdjęcie pary, której historia była inspiracją do stworzenia tejże produkcji.
Całość oglądało mi się dobrze. Fabuła nie była przesadzona i nie wymuszała od widza nadmiernego poruszenia losami bohaterów, także nie nudziła. Premiera filmu - zarówno Polska jak i światowa - wypadała tuż przed walentynkami i chyba dobrze - w końcu jakieś oderwanie od oglądania często głupkowatych komedii romantycznych w dzień zakochanych. Uważam, że obejrzenie tej produkcji nie jest niezbędne do dalszego funkcjonowania, ale też nie byłby to stracony czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz