sobota, 28 grudnia 2013

Duchy moich byłych

     Jeszcze kilka dni i skończy się rok 2013. Jednak zanim przywitamy nowy (mam nadzieję lepszy) rok to chciałem, by na blogu znalazł się wyjątkowy, bo 50 post. I tak przeprowadzę niewielkie podsumowanie mojej działalności na blogu. Jednak najważniejszym elementem będzie mini recenzja jednego z obejrzanych przeze mnie filmów.
     Rozpocznę jednak od przedstawienia kilku statystyk dotyczących "Opinii filmowych". Dotychczas ukazało się 50 (licząc także obecny) wpisów, które do tej pory wyświetlono 4470 razy. Największą popularnością cieszyły się wpisy dotyczące serialu "Spartakus" (77 wyświetleń) oraz filmu "Stażyści" (97 wyświetleń). Znacznie słabiej wypadają wpisy dotyczące m.in. serialu "Grimm" czy filmów "Ale czad!" i "Wehikuł czasu" notując poniżej 10 wyświetleń. Do tej pory na blogu znalazło się 15 waszych komentarzy, choć mam nadzieję, że w przyszłości będzie ich więcej. Żeby nie zanudzać was bardziej przejdę do przedstawienia wam swojej opinii o filmie "Duchy moich byłych" (org. "Ghosts of Girlfriends Past", reż. Mark Waters).
     W życiu Connora Meada pojawiło się wiele kobiet i prawie z każdą z nich mężczyzna się przespał. Jest znakomitym podrywaczem za sprawą wskazówek, których wiele lat temu udzielił mu nieżyjący już wujek. Connor skoncentrowany jest na dobrej zabawie unikając jakichkolwiek miłosnych zobowiązań. Gdy mężczyzna przybywa na ślub swojego młodszego brata wszyscy goście obawiają się, że może z tego wyniknąć katastrofa. W gruncie rzeczy nie mylą się. Mężczyzna nie kryje faktu, że nie wierzy w instytucje małżeństwa. Usiłuje przekonać brata, żeby się nie żenił. Świadomie lub nie bohater próbuje zniszczyć zaplanowaną uroczystość. Jednak sytuacja zmienia się, gdy Connor spotyka się z duchem swojego wujka oraz zapowiadanymi przez niego duchami przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
     Film niewątpliwie nawiązuje do "Opowieści wigilijnej" Karola Dickensa, pomimo że cała sceneria jest inna. Nie ma śniegu, gwiazdki i obdarowywania się prezentami. Ale są trzy duchy, które usiłują zmienić postępowanie głównego bohatera. I o tyle, o ile lubię dzieło Dickensa, o tyle "Duchy moich byłych" także mi się podobały. Wśród filmów, które obejrzałem w tegoroczne święta Bożego Narodzenia, ten zdecydowanie najbardziej kojarzył mi się z gwiazdką. 
     Poza fabułą mogę także pochwalić grę aktorską jaką zaprezentowali odtwórca głównej roli -  Matthew McConaughhey ("Magic Mike", "Prawnik z Lincolna"), a także wcielający się w postać wujka Michael Douglas ("Miłość, szmaragd i krokodyl").
    Filmy, które wyreżyserował Mark Waters, to zazwyczaj przyjemne do oglądania komedie (romantyczne). I pomimo dobrego wrażenia jakie za sobą zostawiają, żaden z nich - ani "Wredne dziewczyny", ani "Zakręcony piątek", ani żaden inny jego film - nie mógłbym nazwać rewelacyjnym. Niestety "Duchy moich byłych" także arcydziełem nie jest. Ale mimo wszystko to dobry film, który polecam obejrzeć, jeżeli chce się miło spędzić wieczór.

niedziela, 15 grudnia 2013

Klub niewiernych żon

     Ostatnio nie mam czasu pisać za dużo... Praca! Już kilka razy przymierzałem się do opisu kilku filmów i w końcu postanowiłem nadrobić tę zaległość. Mój wybór był dość oczywisty. Stawiam na ten z filmów, który widziałem jako ostatni, a jest nim "Klub niewiernych żon" (org. "Cheaters' Club", reż. Steve DiMarco).
     Boobie, a właściwie dr Roberta Adler, specjalizuje się w doradztwie osobom, u których w związkach nie dzieje się najlepiej. Prowadzi nawet własną audycje radiową. Jedną z metod, którą lekarka często doradza, jest wypróbowana przez nią zdrada. Nakłania do tego swoje pacjentki na terapii grupowej: Lindę, Cindy i Meredith. Gdy dr Adler staje się ofiarą morderstwa kobiety boją się, że ich sekrety wyjdą na światło dzienne i  ich mężowie dowiedzą się o ich niewierności.
     W gruncie rzeczy filmowi czegoś zabrakło, ale nie potrafię powiedzieć czego. Z pewnością sam pomysł jest dość dobry. To samo mogę powiedzieć o muzyce. W zasadzie to dwa główne atuty tej produkcji. 
     Jednak muszę się do czegoś przyczepić, bo inaczej nie był bym sobą. W tym przypadku najbardziej nie rozumiem czemu kobiety nie współpracowały z policją. Rozumiem, że nie chciały, by informacja o ich zdradach nie dotarły do ich mężów... Zgoda, ale przecież nikt nie mówi, że prowadząca śledztwo pani detektyw od razu poszłaby na skargę. A jeśli mowa o detektyw Rollins, to jest to chyba najbardziej dziwna postać w całym filmie. Pozostałe postaci - mogą być. Co do dialogów, to bywały momenty, gdzie mniej sztuczne są piersi kobiet po trzech operacjach plastycznych.
     W filmie zobaczyć możemy m. in. Charismę Carpenter ("Buffy: Postrach wampirów"), w zasadzie jedyną aktorkę, którą kojarzę z innych produkcji.
     Reasumując, film "Klub niewiernych żon" można zobaczyć, jest to całkiem niezły thriller. Jednak ma on pewne wady, które powodują, że do dobrego kina mu trochę brakuje.