poniedziałek, 20 stycznia 2014

Veritas: The Quest

     Ostatnio na moim blogu pojawiały się same filmy. Dawno nie umieściłem opisu żadnego serialu, nie wspominając już o autorskich rankingach. Ponieważ w nowym roku mam znacznie więcej czasu niż pod koniec zeszłego, to przez ostatni czas starałem się nadrobić zaległe odcinki oglądanych przeze mnie seriali. Niedawno zakończyłem oglądać ostatni odcinek serialu "Veritas: The Quest", który niestety doczekał się tylko 13 epizodów (jeden sezon).
     Veritas to grupa naukowców i archeologów starająca się wyjaśniać zagadki związane m.in. ze starożytnymi cywilizacjami i mitycznymi przedmiotami. Serial to typowy procuderal, gdzie w pierwszej kolejności fabuła koncentruje się na temacie głównego odcinka, a w tle ukazana jest historia głównych bohaterów.
     Pomimo, iż serial bardzo mi się podobał, to ma on pewne wady, wśród których największą jest zakończenie serialu. Na koniec ostatniego odcinka główny wątek został jakby zapomniany. Nie podano żadnej informacji, ani nawet przesłanki, w jaki sposób z(a)ginęła matka Nikko oraz co ma z tym wspólnego znalezisko na Antarktydzie. Zamiast tego grupa dr Zonda odnalazła kolejny element jakiegoś artefaktu, którego jednak widz więcej nie zobaczy. Nie wiem, czy twórcy do ostatniej chwili nie wiedzieli, że ich serial zostanie zdjęty z anteny czy też uznali, że nie są w stanie wyjaśnić wszystkich postawionych w międzyczasie pytań w jednym czy dwóch odcinkach. Nie mniej ostatni odcinek nie rozstrzyga żadnych wątpliwości postawionych we wcześniejszych epizodach.
     Drugą wadą, która przyszła mi do głowy to efekty specjalne z filmu, gdzie niestety, czasem za bardzo polegano na komputerze. W związku z tym, w kilku odcinkach obraz stworzony jest mało spójny z obrazem nakręconym kamerami. Na obronę mogę dodać, że wielokrotnie częściej efekty specjalne są zadowalające.
     Co do fabuły i jej rozwoju na przełomie kolejnych odcinków, to podobnie jak przy chyba każdym serialu, jedne odcinki są ciekawsze, inne mniej, jednak wszystkie zachowują porównywalny względem siebie poziom rozwoju akcji i tajemniczości.
     Warto podkreślić, że twórcy serialu utworzyli ciekawą pod względem osobowym grupę ludzi. Veritas, któremu dowodzi uznany archeolog i odkrywca - dr Salomon Zond, to grupa jednocześnie podobnych i różnych sobie osób. Niemal w każdym odcinku na główny plan wchodzi jednak postać Nikko, syna dra Zonda, który ze względu na złe zachowanie w szkole został z niej relegowany i który został włączony do grupy przez swojego ojca.
     Całość powinna spodobać się fanom serii przygód Indiany Jonesa, miłośnikom serialu "Łowcy skarbów" czy filmu "Bibliotekarz: Tajemnica włóczni". Wszystko za sprawą interesujących przygód i jednocześnie (nie)spodziewanych zwrotów akcji. Bowiem niemal w każdej produkcji przygodowej, jeżeli główny bohater znajdzie poszukiwany przez siebie przedmiot to zjawia się jego przeciwnik i próbuje mu go odebrać. Nie jednokrotnie bywa tak w przypadku "Veritas: The Quest". Cóż, taki już urok seriali przygodowych...
     Serial zwrócił moją uwagę ze względu na fakt, że grała w nim Cobie Smulders, aktorka znana między innymi z serialu "Jak poznałem waszą matkę" oraz filmu "Avengers 3D". Oglądając "Veritas" będziemy mieli okazję zobaczyć m. in. Ryana Merrimana ("Oszukać przeznaczenie 3", "Głębia oceanu") oraz Erica Balfoura ("Seks to nie wszystko").
     Reasumując, serial "Veritas: The Quest" to dobry serial, któremu warto poświęcić trochę uwagi. Niestety, ponieważ swoją premierę miał ponad 10 lat, to pod względem realizacji efektów specjalnych daleko mu do najnowszych produkcji. Jednak największą wadą jest brak wyraźnego zakończenia wyjaśniającego główny wątek serialu.

czwartek, 9 stycznia 2014

30 dni mroku: Czas ciemności

     W zeszłym roku umieściłem wpis na temat filmu "30 dni mroku". Zapowiadałem również, iż prawdopodobnie zechcę opisać jego drugą część, co dzisiaj będzie miało miejsce. Dzisiaj bowiem mam zamiar napisać o produkcji "30 dni mroku: Czas ciemności"(org. "30 Days of Night: Dark Days", reż. Ben Ketai).
     Druga część "30 dni mroku" opowiada losy Stelli Oleson, bohaterki znanej z pierwszej części, która po tragicznych wydarzeniach z Barrow próbuje udowodnić światu istnienie wampirów. Z kobietą kontaktują się ludzie, którzy niegdyś doświadczyli kontaktu z tymi istotami, i którzy od tej pory robią wszystko, by ostatecznie pokonać wszystkie żyjące wampiry. Jednym z poważnych ciosów w ich stronę tych ma być zabicie Lilith, królowej wampirów, która planuje wybrać się do innego miasta, by korzystając z panującej tam przez wiele dni ciemności powtórzyć wydarzenia sprzed roku.
     W przypadku wielu produkcji, producenci wraz z sukcesem filmu postanawiają nakręcić jego kontynuację. Tak się zadziało tutaj, i po trzech latach od premiery "30 dni mroku" swoją premierę miała druga część filmu, niestety słabsza od swej poprzedniczki. Drugiej części można zarzucić między innymi słabszy scenariusz, w którym zamiast skorzystać z dobrych pomysłów wykorzystanych w pierwszej części, usiłowano stworzyć coś zupełnie nowego. Dla przykładu, produkcję z 2007 roku chwaliłem za brak takiego bohatera, który w pojedynkę był w stanie pokonać każdego bez większych konsekwencji dla siebie. W części z 2010 roku taki bohater istnieje, jest nim Stella.
     Drugiej części można zarzucić także, że w postaci, które pojawiły się w obu filmach, wcielili się inni aktorzy niż w pierwowzorze. I tak w roli Stelli zamiast Melissy George ("Piąty wymiar") zobaczymy Kiele Sanchez ("Insanitarium"), a zamiast Josha Hartnetta ("Pearl Harbor") zobaczyć możemy Stephena Huszara ("Zorza polarna")wcielającego się w rolę Ebena, który jednak pojawia się tylko jako epizod.
     Co prawda, produkcja wypada gorzej niż jej poprzedniczka, jednak nie należy sądzić, iż jest to kiepski film. Historia mimo wszystko jest ciekawa i w odpowiednim klimacie, a wcielająca się w rolę Stelli Kiele Sanchez robi wszystko, by zagrać jak najbardziej przekonująco.
     Reasumując, "30 dni mroku: Czas ciemności" to dobry film, który ze względu na zmiany w obsadzie oraz odejście od niektórych dobrych pomysłów nie dorównuje pierwszej części "30 dni mroku". Mimo wszystko film zasługuje, by go obejrzeć.

środa, 1 stycznia 2014

Seks to nie wszystko

     Witam wszystkich na łamach "Opinii filmowych" w 2014 roku. Rzadko kiedy opisuję filmy zaraz po ich wejściu do kin, ale niewątpliwie podobnie jak i wy, czekam na niektóre z nich już od dawna. Produkcje, które do tej pory mnie zainteresowały to m. in. "That Awkward Moment" (premiera w styczniu), "Pompeje" (luty) oraz "Jak wytresować smoka 2" (czerwiec). Chciałbym, by w tym roku na blogu znalazło się łącznie co najmniej 100 wpisów. Mam nadzieję, że będę wytrwały w tym postanowieniu i rzeczywiście średnio 5 razy w miesiącu umieszczę tutaj jakąś mini-recenzję, choć podobnie jak do tej pory częściej będą to filmy trochę lub trochę bardziej starsze niż te w(y)chodzące z kin. Tak więc nie ma na co czekać, tylko przedstawić swoją opinię o kolejnym filmie. Dzisiaj mój wybór padł na "Seks to nie wszystko" (org. "Lie with me", reż. Clément Virgo).
     Przyznam się, że bardzo trudno opisać mi fabułę tego filmu, nie mniej spróbuję... Główną bohaterką, a jednocześnie narratorem całej opowieści jest Leila, nowoczesna kobieta otwarcie mówiąca o swoich potrzebach związanych z seksem. A jest on dla niej niczym więcej niż narzędziem do dobrej zabawy. Z kolei David także lubi przypadkowy seks, jednak bardziej szuka stałego związku niż przelotnych znajomości. I tak na imprezie w klubie bohaterowie poznają się i wzbudza się ich wzajemne zainteresowanie...
     Prawdę powiedziawszy do tej pory nie wiem o czym był ten film. Owszem, przez te półtorej godziny (tyle trwa film) coś się dzieje, jednak służy to bardziej nakreśleniu postaci niż przedstawienia jakiejkolwiek akcji. Wiem, jacy bohaterowie są, jakie mają życie i czego od niego oczekują, ale nie rozumiem wielu scen, nie wiem co twórcy filmu starają się mi przekazać. Pewnie coś o tym, że każdy znajdzie swoją drugą połówkę, ale głowy nie dam sobie za to uciąć.
     Co więcej, wydaje mi się, że rozumiem przewrotność oryginalnego tytułu. 'Lie' z angielskiego oznacza zarówno 'leżeć' jak i 'kłamać'. Co do pierwszego znaczenia, to jest ono bardzo dosłowne. 'Leżeć' oznacza spać w jednym łóżku, uprawiać seks, być razem. 'Kłamać' zaś ma oznaczać, że bohaterowie żyjąc w związku wzajemnie się oszukują, bowiem żadne z nich do tego się nie nadaje.
    Uważam, że "Seks to nie wszystko" nie jest produkcją dla wszystkich. Jest to erotyk, w którym nie brakuje seksu, to też nie spodoba się osobom nielubiącym golizny w filmach. Nie jest to film także dla fanów pornosów, dla których wspomnianej golizny będzie za mało.
     Na uwagę zasługuje fakt, że głównych ról nie objęły gwiazdy porno, a aktorzy kojarzeni z "normalnego" kina. Mowa tutaj o Lauren Lee Smith ("Patologia", serial "The Listener: Słyszący myśli") i Eric Balfour (serial "Veritas: The Quest", "Teksańska masakra piłą mechaniczną") wcielających się w postać odpowiednio Leili i Davida.
     Reasumując film można zobaczyć, jednak nie można oczekiwać od niego za dużo. Poza dobrze nakreślonymi postaciami i dość dobrą grą aktorską nie ma w sumie czego chwalić. Jednak za mało jest elementów, by skreślić go już na samym początku. W mojej ocenie nie pozostaje ani dobrym dramatem, ani dobrym pornosem.