piątek, 28 września 2012

Akta Dresdena

    W moich planach mam umieszczenie dziś dwóch wpisów – jeden będzie opisywał pewien serial, drugi to swoiste zapowiedzi co do bloga po wakacjach. Ale nie przedłużajmy – spróbujmy odpowiedzieć sobie od razu na pytanie: „Na który post trafiliśmy?” Oczywiście opisujący kolejny serial. Serial „Akta Dresdena”.
    W ostatnim czasie miałem przyjemność obejrzeć wszystkie odcinki. Słowo przyjemność nie jest tu udawane jak w przypadku wypowiedzi podwładnego : ‘Pracować z Panem to prawdziwa przyjemność’ rozmawiającego z szefem, który jest dość ciężkim człowiekiem. Ale wracając do tematu – co czyni ten serial wyjątkowym? „Akta Dresdena” to serial opowiadający przygody Harry’ego Dresdena – prywatnego detektywa, który pomaga policjii w rozwiązywaniu kryminalnych spraw. Jego skuteczność związana jest dość nietypowymi zdolnościami, jakie posiada bohater. Bowiem Harry jest magikiem – czego nie ukrywa, a wręcz nawet podkreśla. Poza samym detektywem w każdym, bądź niemal prawie w każdym odcinku możemy spotkać piękną panią porucznik, przyjaciółkę magika, która pomaga Harry’emu zarobić trochę grosza. Żałuję, że nie ma drugiego sezonu, bo myślę, że przyjaźń z powodzeniem mogłaby przerodzić się w romans. Jest też przyjaciel Harrego, Bob, który z kolei jest duchem na zawsze uwięziony w swojej czasce.
    Oczywiście „Akta Dresdena” ma również wady. Z pewnością jest to pilot serialu, który o zgrozo trwa niemal półtora godziny – to trochę za długo! Jest to także jedyny odcinek serii, gdzie scenarzyści trzymali się książki (wydano pięć części o Dresdenie – chyba? – ale wykorzystano w serialu tylko jedną) i chyba najbardziej nużący, choć sama powieść ciekawa.
    A z takich ciekawostek to można zauważyć, że główny bohater ma na imię Harry jak inny bohater literacki (a później także filmowy) pałający się magią – Harry Potter.
    Podsumowując „Akta Dresdena” to kryminał z gatunku sci-fi. Powinien on zachęcić miłośników kryminałów i niewyjaśnionych zagadek oraz entuzjastów kina fantasy. Fanów literatury zachęcam do lektury przygód o Harrym Dresdenie.

Drive

    W końcu piszę. Niby nic pracochłonnego nie porywało mnie przez ten tydzień, a jednak nie miałem siły zmotywować się do wrzucenia czegoś na bloga. Teraz postanowiłem uzupełnić zaległości i to za sprawą kolejnego już filmu.
    Dziś padło na film pt. "Drive". Oglądałem go niedawno (w zasadzie przed chwilą) i muszę powiedzieć, że mnie nie zachwycił. Nieco inną opinię znajdziecie na blogu mojej znajomej (tutaj), która to oceniła film dość wysoko (nie sugerujcie się legendą ocen, jaka znajduje się po lewej, w chwili pisania tego postu autorka operowała skalą punktów od 2 do 5).
    Może powiem (a w zasadzie napiszę) o czym jest ten film. Akcja filmu toczy się wokół Drivera - kaskadera filmowego, który dorabia na boku jako kierowca w napadach na banki i takich tam sprawkach nie koniecznie zgodnych z prawem. Bohater zaprzyjaźnia się ze swoją sąsiadką i jej dzieckiem. Sprawa z Irene (sąsiadka grana przez Carey Mulligan) ma się ku romansowi, kiedy okazuje się, że z więzienia wychodzi mąż kobiety. Ma on jednak problem - niespłacone długi za ochronę w zakładzie karnym. Kiedy gangsterzy grożą rodzinie byłego więźnia, Driver postanawia mu pomóc. Na ich nieszczęście sprawy przybierają nie taki obrót jak by sobie życzyli.
    Jednakże, co można powiedzieć o tym filmie? Ciekawe dialogi, nietypowa akcja, strzelaniny, ucieczki i pościgi, fascynujące efekty specjalne - to elementy, których możecie nie szukać w tym filmie. Jeśli jednak zdecydujecie się wykonać tę czynność, czy ciąg takich czynności to niestety musicie liczyć się, że tego nie ma lub jest zdecydowanie za mało. W końcu to film akcji z 2011 roku, a nie z epoki, kiedy na ekrany wchodziły filmy nieme. Ale cóż...
    Jeszcze taka mała dygresja. Przez połowę filmu zastanawiałem się, co pociągało głównego bohatera w sąsiadce. Niby nie jest brzydka, ale mimo wszystko nie ma tego czegoś. Może ten jej nieco dziecinny wyraz twarzy? Nie wiem.
    Podsumowując film nie zrobił na mnie wrażenia, jednak mimo to cieszy się dość dobrą oceną społeczności filmwebu - dlatego można dać mu szansę. Oczywiście jeśli widzieliście takie filmy jak "Armageddon" czy "Młodzi Gniewni", bo jeśli nie to zacznijcie od tych w mojej ocenie dużo lepszych filmów.

Pearl Harbor

    W końcu chwila wytchnienia. Sesja, nauka, nic nie robienie, znowu nic nie robienie, nauka, ponownie nauka, szukanie praktyk, nauka i tak w koło. Kiedy będą wakacje? Na szczęście, by nie oszaleć od czasu do czasu robie sobie przerwy na tzw. nic nie robienie. A konkretnie oglądam seriale i filmy, korzystam z Internetu oraz spotykam się ze znajomymi. Dziś chciałbym porozmawiać o kolejnym filmie.

    „Pearl Harbor” to bardzo dobry film, który w zasadzie jest dla każdego. Romantykom spodobają się wątki miłosne, fanów kina akcji zachwycą sceny batalistyczne – walki powietrze, bombardowanie wrogiej floty. Ale powróćmy do wątków miłosnych… Te są z deka skomplikowane. Początkowo on i ona są parą, on wyjeżdża walczyć do Europy, a jego najlepszy przyjaciel – jeszcze z dzieciństwa – zabiera mu dziewczynę. W końcu jeden z nich umiera. Opis minimalistycznie przedstawia zawiłą sytuację pojawiającą się w pewnym momencie filmu, ale musi taki być, by zbyt nadto nie ujawnić fabuły.
    Wiecie na jakie elementy zwracam uwagę oglądając film? Oczywiście muzyka, zaskakujące zakończenie, trzymająca w napięciu akcja i wiele innych. Ten film wyróżnia się muzyką – jeden z utworów genialnego Hansa Zimmera można usłyszecieć z odtwarzacza na dole strony (fajny dodatek – nie?). Poza tym wciągająca fabuła, zakończenie też niczego sobie… Ten film trzeba zobaczyć.
    Patrząc na stronę tego filmu na filmweb.pl zauważyłem, że jeden z moich znajomych ocenił na 1/10 (czytaj nieporozumienie). Rozumiem, że ludzie mogą mieć różne zdania, różny gust itd. Ale „Lilo i Stich” na 10/10, a film o czymś na 1. Jeśli oceniacie filmy na tym portalu to proszę: NIE POPEŁNIAJCIE TEGO BŁĘDU! Na dole trailer filmu:

Lew, lampa i patelnia - czyli ranking bajek Disney'a


    Każdy z pewnością oglądał kiedyś jakąś produkcje Disneya. Być może były to tylko filmy, np. seria "Piraci z Karaibów", ale większość powie, że zna wiele bajek, które wypełniały jego dzieciństwo. Pamiętam czasy, jak w soboty koło południa na TVP1 emitowany był blok "Walt Disney przedstawia". Składał się wówczas z serialu (najbardziej lubiłem serial "Kochanie zmniejszyłem dzieciaki") oraz filmu pełnometrażowego. Zarówno pierwszy jak i drugi często były produkcjami animowanymi. Przez ostatnie lata zdarza mi się być dobrym wujkiem i jednocześnie wracać do bajek Disneya. Nie ma to jak rola opiekunki! Tak więc w ostatnim czasie oglądałem animowane filmy, często oglądając w koło to samo, czyli to, co dziecko polubiło najbardziej. Nic więc dziwnego, że zdecydowałem się przygotować ranking pięciu najlepszych filmów animowanych Disneya.
MIEJSCE 5.

    Piąte miejsce w moim rankingu należy się filmowi "Aladyn". Bajka podobała mi się właściwie za sprawą Dżina, który był prze zabawną postacią. Jednym z elementów na jakie zwracam uwagę oglądając film, przy którym mam się odprężyć, jest poczucie humoru. Nie mam na myśli tu np.dramatów psychologicznych, bo ich rola jest zupełnie inna. Za to film animowany powinien rozbawić widza, sprawić by się śmiał. Ale wracając do omawianego tworu. O czym jest ten film? Mając na względzie, że jest to produkcja Disneya można śmiało rzec, że historia dotyczy miłości. I rzeczywiście jest to prawda. Na dworze u sułtana żyje sobie księżniczka Jasmina. Księżniczce nie podoba się żaden z kandydatów na męża, co budzi niepokój ojca. Pewnego dnia poznaje ona chłopaka imieniem Aladyn, niestety nie jest on szlachetnie urodzony, więc nie będzie mógł poślubić  księżniczki. Aladyn ma nie wątpliwe szczęście - stał się właścicielem latającego dywanu oraz zaczarowanej lampy, której mieszkaniec spełnia życzenia. Warto obejrzeć tę bajkę.
MIEJSCE 4.
    Czwartą pozycję zdecydowałem się przyznać trylogii "Król lew". Tej serii nie trzeba chyba przedstawiać nikomu. Jeśli ktoś nie kojarzy Simby, z pewnością kojarzy jego dwóch najlepszych przyjaciół - Timona i Pumbę.

W całej trylogii, to właśnie oni sprawiają, że bajka nie ma charakteru dramatu obyczajowego, a bardziej charakter rozrywkowy. Jednakże "Król lew" i "Król lew 2" opowiadają bardzo piękną i przejmującą historię. Trzecia część, będąca chęcią odświeżenia serii nie była już tak dobra. Patrząc jednak na całą serię można śmiało powiedzieć, że jest warta uwagi.
MIEJSCE 3.

    Na miejscu trzecim uplasował się "Herkules". Film, który przenosi nas do czasów starożytnych. Tam poznajemy bardzo miłego, nadzwyczaj silnego chłopca, który niegdyś był mieszkańcem Olimpu. Gdy był niemowlęciem zabrano go stamtąd i pozbawiono nieśmiertelności. By powrócić do rodziców musi stać się herosem nad herosami i udowodnić swoje męstwo. Dlaczego ta bajka mi się podobała? Już odpowiadam, wspominałem coś o poczuciu humoru? No właśnie. W tym animowanym dziele jest jego pełno, naprawdę!

MIEJSCE 2.
    Teraz pora wybrać vice-mistrza wśród bajek Disneya. Co byście powiedzieli, gdyby zamknięto was w wysokiej wieży z dala od innych ludzi a wieży strzeże smok? Powiecie "Shrek" nie jest produkcją Walta Disneya i słusznie. Dlatego na drugim miejscu jest inna historia. Owszem, jest w niej dziewczyna zamknięta w wieży, ale smoka zastępuje zła wiedźma. Dodatkowo dziewczyna ma kilometrami się ciągnące magiczne włosy. Kto oglądał ten się domyśla - chodzi o historię Roszpunki o przewrotnym tytule "Zaplątani". Ten film ma dwa wielkie plusy:
 + patelnia (kto obejrzy ten zrozumie)
 + Maks - koń, który zachowuje się jak pies.
Bardzo przyjemna historia, którą TRZEBA ZOBACZYĆ!
MIEJSCE 1.
    Zwycięzcą rankingu jest... "Tarzan". Chyba wszyscy znają historię o chłopcu uratowanym i wychowanym przez goryle, dlatego nie będę opowiadał fabuły. Wyjaśnię dlaczego to właśnie tarzan zasługuję na miejsce 1. Otóż, gdyby Tarzan walczył z Najmanem to ten drugi zostałby pokonany już w pierwszej rundzie. Dobrze, a teraz na poważnie. W filmie istnieje wiele barwnych i sympatycznych postaci - i nie mówię tu o tytułowym bohaterze. Niektóre sceny mrożą krew w żyłach jak w dobrym filmie akcji. A muzyka... The best! Ten film trzeba zobaczyć!

    W przyszłości opublikuje może jakiś inny autorski ranking!

Wehikuł czasu

    Nie tak dawno, bo w piątek, w głowie dało się usłyszeć postanowienia, że ten weekend spędzę na nadrobieniu zaległości odnośnie studiów. Nauka do kolokwiów, napisanie projektów, które w najbliższym czasie będzie trzeba oddać i takie tam. Jednak jak to w życiu bywa ambitne postanowienia ulegają ambitnemu nic nie robieniu. Tak po części było i u mnie. Po części, bo coś tam napisałem, czegoś się nauczyłem. Jednak bardziej skupiłem się na obejrzeniu kilku odcinków moich ulubionych seriali, skatalogowaniu kilku piosenek na komputerze (grunt to porządek!), ale też na obejrzeniu kilku filmów - a w zasadzie aż dwóch. Jednym z nich, obejrzany dziś wieczorem, był "Wehikuł czasu".

    Może najpierw o filmie. Film opowiada o nauczycielu akademickim, Alexandrze Hartdegenie, który po śmierci narzeczonej postanawia wybudować wehikuł czasu, by powrócić do przyszłości i uratować miłość swojego życia. Na nieszczęście dla bohatera każda próba zmiany wydarzeń kończy się niepowodzeniem. Alexander nie poddaje się łatwo - postanawia wybrać się w przyszłość, by uzyskać odpowiedź na pytanie, dlaczego nie może uratować Emmy. Co więcej, podczas jednego z przystanków w podróży zdarza się wypadek, który przenosi głównego bohatera o 800000 lat. A przez ten czas świat uległ diametralnej zmianie.
    "Wehikuł czasu" cechuję się ciekawą fabułą i w mojej opinii dość dobrą grą aktorską. Jednak chyba najbardziej urzekły mnie w nim dwie rzeczy. Po pierwsze to obraz zmieniającego się świata podczas, gdy bohater przemierzał czasoprzestrzeń. Po drugie muzyka, chwytająca za serce. Soundtrack z tego filmu z pewnością podoba mi się dla tego, gdyż lubię słuchać i tu wezmę w cudzysłów "takiego wycia". Dlatego trafia do mnie Karl Jenkins i utwór "Adiemus"  czy "Now we are free" z filmu "Gladiator"
    A teraz trochę przemyśleń. Zastanawialiście się kiedyś, co byście zrobili posiadając wehikuł czasu? Ja wiem, sprawdziłbym czy na pewno działa. Kierunek przeszłość czy przyszłość? Zdecydowanie wybrałbym przeszłość. Każdy w życiu ma jakiś moment w życiu do którego chciałby wrócić, chwile, w których chciałby zachować się inaczej. U mnie wychodzi sporo tego. Oprócz czystej chęci zmiany przeszłości wybrałbym się w tę stronę jeszcze z innego powodu. Przyszłości nie znam i obawiałbym się, że mógłbym nie być z niej zadowolony. Zobaczywszy nieciekawą wizję przyszłości czułbym niemoc po powrocie do obecnego życia. Chociaż, czy gdybym był powiedzmy o te 300 lat do przodu, to czy to kim jestem teraz byłoby dalej aktualne? Nie będę odpowiadał na to pytanie. Czuję, że zbaczam na tematy filozofii, a o filozofii wiem dużo mniej niż o ortografii. Warto wiedzieć, że gdyby błędny tekst nie podkreślał się na czerwono wyraz wehikuł pisałbym w większości przez ch.
    Na zakończenie chciałbym przytoczyć myśl, będąca interpretacją słów jednego z bohaterów wyżej wymienionego filmu. Warto się nad nią zastanowić.
Człowiek zawsze ma ze sobą przeszłość i przyszłość. Przeszłość w postaci wspomnień, przyszłość w postaci marzeń.
Jest to słuszne stwierdzenie, prawda?

Ale czad!

     Wczoraj po raz drugi oglądałem film "Ale czad". Chciałbym krótko podzielić się wrażeniami z tegoż filmu. Podobał mi się bardzo, dlatego też nie rozumiem, dlaczego na Filmweb.pl ma marne 6,6. Widziałem dużo gorsze filmy, a oceny społeczności były lepsze. Nie wiem dlaczego tak jest. No dobra, WIEM. Każdy z nas ma po prostu inny gust filmowy i inne rzeczy się w nich podobają.

     Okej, powinienem teraz coś o tym filmie napisać. I ku zaskoczeniu tak nie zrobię. Dobra zrobię - śmieję się tylko :) . Film opowiada losy dwóch przyjaciół - Nicka i Shawna (odpowiednio zagrani przez Ericka Christiana Olsena i Nicholasa D'Agosto, ten drugi zagrał też w serialu "Herosi"), którzy to postanawiają zamiast jechać na  obóz sportowy udają się na obóz dla cheerleaderek. Po co? Chłopcy wpadli na genialny plan, na takim obozie jest ok. 300 dziewczyn (większość ładne), czyli będą mieli się kim zająć. Na wyjeździe obaj się zakochują, co pociąga za sobą fakt, że z "Ale czad" ostatecznie zmazuje pozory, że będzie to kolejny film o zaliczaniu nieskończonej ilości ładnych dziewczyn na rzecz komedii romantycznej. Osobiście jednak miałbym opory przed wrzuceniem go do szufladki z napisem "KOMEDIA ROMANTYCZNA". Fakt jest to komedia, ponieważ film jest zabawny, dowcipny a na dodatek śmieszny. Na prawdę warto go zobaczyć!

     Na zakończenie dodam, że muzyka, jaką usłyszymy podczas oglądania zasługuje na niebywale wielkiego plusa.

Merlin vs. Czarodziejki

     Dziś pojedynek dwóch seriali, których tematem przewodnim jest magia. W prawym narożniku - serial z Wielkiej Brytanii dotyczący znanej wszystkim legendy o królu Arturze - "Przygody Merlina". W lewym narożniku - serial, którego motywem przewodnim są perypetie współczesnych czarodziejek z San Francisco - "Czarodziejki". Seriale te, zmierzą się w kilku konkurencjach, w których to będę starał się wybrać zwycięzcę.
Runda I: Sylwetka głównych bohaterów

     W "Przygodach Merlina" głównym bohaterem jest młody chłopak, który w nagrodę za uratowanie życia księcia Artura, zostaje jego sługą (też mi nagroda...). Merlin skrywa jednak pewną tajemnice - posiada umiejętności magiczne, co oczywiście jest problemem, gdyż jest to niezgodne z miejscowym prawem. Bowiem każdy kto uprawia magię, obojętnie w jakich celach, zostaje uznany za zdrajce i skazany na śmierć. Młodzieniec jednak korzysta z magii, uczy się jej i rozwija w ukryciu, by wspierać swojego pana i na dobrą sprawę również przyjaciela. Merlin jest sympatyczny i ma poczucie humoru. W rolę tej postaci wcielił się Colin Morgan. 

     Drugi serial, "Czarodziejki", opowiada losy trzech sióstr, które przybywają do San Francisco na pogrzeb swojej babci, kobiety która wychowywała je po śmierci ich matki. Kobiety tego też dnia odkrywają zdolności magiczne, które dla ich bezpieczeństwa zostały im "zabrane" do czasu, kiedy stracą opiekę magiczną swojej babci. I tak siostry postanawiają wspólnie zamieszkać w domu, jaki pozostał im w spadku, by rozpocząć nowe życie, odbudować wzajemne relacje i pokonać rzeszę demonów i innych postaci magicznych, które powodują zło na świecie. Każda siostra posiada inny charakter, inne aspiracje, inną przeszłość oraz inną zdolność magiczną. Jest jednak kilka rzeczy, które je łączy - każda ma imię na literę 'P' oraz żadnej nie da się nie lubić.

     Zwycięzcą tej rundy jest serial "Czarodziejki", ponieważ postacie są bardziej złożone, posiadają ciekawszą osobowość.
Runda II: Świat przedstawiony w serialu

     Akcja "Przygód Merlina" rozgrywa się w średniowiecznej Anglii w zamku Camelot. Jest król, jego syn - Artur, są rycerze i dużo więcej barwnych postaci. W serialu nie ma jednoznacznego czarnego charakteru. Pojawiają się oni na kilka odcinków, dużo częściej tylko na jeden niczym zamordowany w serialach kryminalnych. Zamek Camelot skrywa też w swych piwnicach pewną tajemnicę. Żyje tam, pozostawiony w niewoli, ostatni żyjący smok, który w pierwszych sezonach służy Merlinowi radą, często w formie zagadki, którą dodatkowo bohater będzie musiał rozwiązać. Jednakże w serialu można zobaczyć często wiele efektów specjalnych, których w serialu o magii powinno być jak najwięcej. Tyle o pierwszym z seriali.
     Współczesne San Francisco kryje w sobie wiele mrocznych tajemnic. Demony mordujący ludzi, stwory, które czynią zniszczenia i wiele innych to postacie, które nie są postaciami tylko z bajek, ale ukrywają się w podziemiach nie tylko amerykańskich miast, ale na całej Ziemi. Na szczęście są one - czarodziejki, które działając w interesie wszystkich pokrzywdzonych wypowiadają wojnę ich oprawcom. Pomagają im ich zdolności - umiejętność przesuwania przedmiotów, zatrzymywanie czasu oraz przepowiadanie przyszłości. Tutaj, podobnie jak w "Przygodach Merlina", dużo efektów specjalnych i ciekawej akcji. Serial pokazuje, że można stworzyć ciekawy serial fantasy z niekończącymi się pomysłami, których czasem brakuje w produkcjach tego typu.

     Tę rundę wygrywa serial "Przygody Merlina". Motyw średniowiecza, kostiumy i urzeczywistnienie legendy o królu Arturze wydają mi się większym wyzwaniem niż wplecenie elementów fantasy do świata współczesnego. 
Runda III: Matematyka
     Trzecia i rozstrzygająca runda, o przewrotnym tytule związanym z królową nauk, będzie o statystykach na dwóch serwisach społecznościowych: filmweb.pl oraz stopklatka.pl. O tyle, o ile stopklatka.pl  jest mało popularna i w związku z tym posiada dużo mniejszą liczbę użytkowników, o tyle filmweb.pl jest chyba najczęściej wybieranym serwisem o tematyce filmowej w Polsce. I tak z obu portali możemy zauważyć, że serial "Czarodziejki" jest serialem bardziej popularnym. Tutaj filmweb.pl wskazuje na niemal trzykrotną przewagę serialu o siostrach. Fakt ten z pewnością spowodowany jest tym, że owe "Czarodziejki" są o 10 lat starsze. Dlatego też za kryterium w tej rundzie postanowiłem wybrać średnią arytmetyczną ocen na obu portali. 
     Zatem zwycięzcą tej rundy i tym samym zwycięzcą tego pojedynku jest: ... żaden z seriali. Jest remis. Dlaczego? "Przygody Merlina" zwyciężają na filmwebie, zaś "Czarodziejki" na stopklatka.pl.

     Na zakończenie chciałbym powiedzieć, że oba seriale są warte obejrzenia. Nie rozstrzygnięty pojedynek świadczy tylko o fakcie, że zbliżony poziom jednego do drugiego powinien zmusić miłośnika "Czarodziejek"   do obejrzenia "Przygód Merlina" i odwrotnie.

środa, 26 września 2012

Walentynki

     Dziś do zaproponowania mam obejrzenie pewnego filmu, na którego to zdecydowałem się wczoraj. Nie będzie to kryminał ani horror. Nie będzie to western, czyli gatunek, który uważam za nieciekawy i monotematyczny oraz taki, którego generalnie staram się unikać. Nie mówię, że nie warto obejrzeć nic tego typu, bo z każdego filmu da się coś wyciągnąć. Może nas przerazi, rozśmieszy czy co bardzo lubię czegoś nas nauczy lub przynajmniej zmusi do myślenia. Jednak dziś chciałbym napisać o pewnej komedii romantycznej.
     Okej, wypadałoby w końcu podać tytuł tego filmu. A więc... dzisiaj napiszę o "Walentynkach", jak z resztą można było z tytułu postu wywnioskować. Z reguły tytuły tego typu staram się oglądać w czasie na który wskazują, np. "Halloween" ostatniego października, "Krwawe walentynki" 14-ego lutego, a "Kevina samego w domuw czasie świąt Bożego Narodzenia. Oczywiście z tym ostatnim nie powinno być problemu na kilka następnych lat dzięki użytkownikom Facebooka oraz telewizji POLSAT, która tradycyjnie emituje wyżej wymieniony film, bądź jego kolejną część, a także "Szklaną pułapkę", która już ze świętami nie ma raczej nic wspólnego. Myślę, że teraz powinno zrodzić się pytanie, dlaczego wobec tego tym razem nie działałem tym schematem i obejrzałem film nie w lutym, a w marcu? Już się tłumaczę. Niestety nie udało mi się zdobyć filmu na czas, za to wczoraj minął dokładnie miesiąc od właściwych walentynek.
     Dobrze a teraz może jednak więcej o filmie. Pozwolę sobie przytoczyć opis z portalu filmweb.pl :
Historia damsko-męskich miłosnych zawirowań wywołanych atmosferą Walentynek.

Opis bardzo trafny, krótki i nic nie wnoszący do naszego wyobrażenia o filmie, jakie przynajmniej JA miałem czytając nazwę tytułu filmu. Więc, bardziej szczegółowo, o czym jest ten film? Film, który wyreżyserował Garry Marshall (wyreżyserował on również "Pamiętnik Księżniczki" czy "Mamę na obcasach"), opowiada o losach bohaterów, których losy świadomie lub nie przeplatają się niczym jak w tragedii antycznej w ciągu 24 godzin, czyli od wczesnego ranka po północ następnego dnia. Gdybym jednak miał powiedzieć czy jest on o miłości, odpowiedziałbym, że jest on o miłości w walentynki. Jednakże motyw miłości pokazanych jest chyba na wszystkich płaszczyznach wiekowych. Począwszy od uczniów szkoły podstawowej, poprzez nastolatków, którzy pragną w ten dzień przeżyć swój pierwszy raz, po osoby dorosłe i ludzi starszych, w których to życiu również nie zabraknie zawirowań. Muszę przyznać, że film mnie nie raz zaskoczył i niejednokrotnie rozśmieszył.

     W filmie wystąpiło wiele sław, między innymi Julia Roberts ("Notting Hill"), Anne Hathaway ("Alicja w krainie czarów""Miłość i inne używki"), Ashton Kutcher ("Pan i Pani Killer""Efekt motyla") i naprawdę wiele, wiele innych gwiazd. Wszystkich fanów sagi "Zmierzch", z której to obejrzałem tylko pierwszą część, na pewno ucieszy fakt, że w "Walentynkach" wystąpił Taylor Lautner. Wcięlił się on w postać Willy'ego, partnera Fellicii, którą to z kolei zagrała Taylor Swift. Swoista para Taylor - Taylor wzbudziła we mnie, jak przystało na komedię, powód do uśmiechu.
     Na zakończenie chciałbym jeszcze raz zachęcić do poświęcenia dwóch godzin na obejrzenie tego filmu. Aby sobie pomóc postanowiłem umieścić trailer, zapowiadający film. Jak powszechnie wiadomo, trailery mają to do siebie, że zawsze ukazują film bardzo korzystny i zachęcający do zainteresowania się filmem.
Miłego oglądania!


Grimm

     Każdy z nas ma jakieś wspomnienia z dzieciństwa. Dla jednych będzie to zabawa w chowanego i ganianie godzinami za piłką, dla innych czas spędzony na beztroskim nic nierobieniu. Jeszcze inni powiedzą, że czytali książki. Starsze pokolenie ode mnie zapewne powiedziałoby, że czytali książki, ponieważ był to odpowiednik faworyzowanego przez moje pokolenie telewizora. Dzięki temu urządzeniu mogliśmy zasiadać przed telewizorem i oglądać na TVP1 wieczorynkę o 19. Dziś dzieci, w świecie zaawansowanych  technologii, żyją i wychowują się nie tylko w otoczce telewizji ale również komputera i Internetu. Dlatego uważam, że warto tego małego człowieka przyzwyczajać do książki, choćby do baśni braci Grimm.
      Jednak dziś, chciałbym polecić nie książkę lecz serial. Serial, który po mimo niewinnego, a może nawet dziecinnego (bo takie mam skojarzenia) tytułu, kierowany jest do osób starszych. Oczywiście nie mam na myśli znanej i lubianej grupy społecznej, jakimi są emeryci i renciści, ale każdego (również wcześniej wspomnianych),  kto nie jest kilku, kilkunastoletnim dzieckiem. Serial ten ma tytuł "Grimm".

      Jaki ten odcinkowy twór ma charakter? Jest to serial fantasy, choć da się w nim znaleźć nutkę kryminału, horroru, a jak podaje filmweb.pl również dramatu, na który początkowo nie wpadłem, ale po głębszym (zastanowieniu) zaczynam to dostrzegać. Może krótko opowiem o czym jest ten serial...
      Kojarzycie wilka z baśni o Czerwonym Kapturku? Na pewno! A co gdyby "wilk" był człowiekiem, który porywa małe dziewczynki i... (to sobie do oglądacie). Na szczęście jest ktoś, kto może powstrzymywać takie stwory, bo jak się okaże z odcinka na odcinek poznamy ich znacznie więcej niż tylko wilk ze wcześniej wspomnianej baśni pojawiającego się w jednym z epizodów. Ten ktoś to Nick Burckharth - detektyw z wydziału zabójstw, który po śmierci swojej ciotki zostaje jedynym żywym łowcą, zwanym Grimmem. To on jako jedyny posiada zdolność rozróżniania od ludzi stworów, które znamy z kart książek z baśniami braci Grimm i które dla innych wyglądają i żyją jak zwykli ludzie.
     Dodam tylko, że w rolę Eddiego Monroe - przyjaciela wspomnianego detektywa wcielił się Silas Weir Mitchell, którego możecie kojarzyć z serialu "Skazany na śmierć". W rolę głównego bohatera zaś David Giuntoli - aktor kojarzony z roli... No dobra, nie kojarzony.
      Zachęcam do oglądania serialu online, ponieważ bodajże nie jest emitowany w Polsce na antenie żadnej ze stacji (a przynajmniej nie słyszałem, by gdzieś w Polsce go nadawali).