Wczoraj,
sugerując się opinią jednego z moich współlokatorów z pokoju, zdecydowałem się
obejrzeć film „Underworld: Przebudzenie”
(org. „Underworld: Awakening”, reż. Måns Mårlind, Björn
Stein), czwartą i najnowszą część serii UNDERWORLD. Najnowszą, bo premiera
filmu była na początku bieżącego roku.
Fanów pierwszych trzech części z
pewnością nie będzie trzeba namawiać do obejrzenia filmu. Anty-fanów no cóż…
można zachęcić do jego obejrzenia, ponieważ ta część historii jest w reżyserii
innych ludzi, pojawiają się nowe postacie. Jednak całość zachowała swój
charakter, co na przykład mnie bardzo cieszy.
Dodam tylko krótką notatkę o
fabule. W tej części akcja koncentruje się wokół bohaterki, znanej z
poprzednich filmów, Selene – w tej roli Kate Beckinsale („Pearl Harbor”, „Van Helsing”).
Tym razem film rozpoczyna się od czystki, podczas której ludzie (wiedząc o istnieniu
wampirów i Lykanów), dążą do ich absolutnego zniszczenia. Bohaterka ranna podczas strzelaniny
zostaje uśpiona. Po piętnastu latach budzi się w laboratorium, szuka swojego
ukochanego Michaela Corvina i odnajduje swoją córkę, o której istnieniu nie
miała pojęcia. Całość jak zawsze bogata w sceny akcji i efekty specjalne.
Film, pomimo iż dość krótki (ok.
1h 25min), skupił moją uwagę od samego początku i trzymał w uwadze przez cały
czas. Podobało mi się pokazywanie walk w zwolnionym tempie (niekiedy!) oraz
scenografia – mroczna, ale bardzo odpowiednia dla tego rodzaju filmu. Na
zaznaczenie zasługuje fakt, że akcja całej sagi sięga zarówno dalekiej
przeszłości (mniej więcej 500 lat wstecz) jak w przypadku najnowszej części –
niedalekiej przyszłości. To znacząco odświeża film, czyniąc go bardziej
interesującym. Jeszcze wzmianka o samym zakończeniu – jest ono przesłanką, by
twierdzić, że rzeczywiście będzie kolejna część „Underworlda”, jednak Kate Beckinsale,
odtwórczyni głównej bohaterki serii zapowiedziała, że nie chce ona grać
wampirzycy, a szkoda.