Inspiracja, to według Słownika Języka Polskiego PWN, natchnienie lub zapał twórczy. Ową inspiracją dla wielu przedstawicieli świata szeroko rozumianej kultury i sztuki może być właściwie wszystko, począwszy od sytuacji życia codziennego a na abstrakcyjnych dziełach innych twórców skończywszy. Natchnieniem dla twórców filmu, który mam zamiar dzisiaj przedstawić była mitologia, a dokładniej mit o Syzyfie.
Wykorzystanie mitologii w filmie to nawet częste zjawisko. Co prawda większość produkcji oparta na niej to ekranizacje konkretnych opowieści. Rzadko bywa, by mity były podwaliną do stworzenia scenariusza, w którym akcja będzie miała mało wspólnego ze starożytną Grecją czy Rzymem - niemniej zdarza się. Przykładem takich produkcji mogą być m.in. "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna" (choć tu zekranizowano książkę, w której postacie pochodzą z mitologii) czy opisywany dzisiaj przeze mnie "Piąty wymiar" (org. "Triangle", reż. Christopher Smith).
Akcja filmu koncentruje się wokół Jess, kelnerki, która wychowuje samotnie autystycznego syna. Kobieta zostaje zaproszona na rejs, w którym bierze udział jeden z jej znajomych oraz grupa jego przyjaciół. Nieoczekiwanie podczas morskiej wycieczki pojawiają się chmury burzowe wywołujące potężny sztorm, który uszkodził jacht bohaterów. Na szczęście z pomocą przychodzi statek, który pojawił się właściwie znikąd. Jak się później okazuje wybawienie staje koszmarem, bowiem na statku dochodzi do serii morderstw, a Jess ma wrażenie ciągłego deja vu...
No dobrze, ale gdzie odwołania do mitu o Syzyfie? W całym filmie nie zobaczymy stromej góry, a żaden z bohaterów nie będzie toczył ogromnego głazu. Motyw Syzyfa pojawia się niejako podwójnie. Raz za sprawą nazwy opustoszałego statku odwołującego się bezpośrednio do mitu. Drugie odwołanie do historii Syzyfa to konstrukcja fabuły filmu. Jess stara się wydostać ze statku, lecz każda próba, jaką podejmuje nie przynosi rezultatów. Co więcej, miała już miejsce w przeszłości. Można to porównać do nieskończonej pętli zagnieżdżonej. Akcja cały czas się powtarza, jednak Jess odkrywa ją na nowo, próbuje ją zmienić, po czym dochodzi do wniosku, że nadal powtarza schemat, który jest bardziej złożony niż początkowo się jej wydawało. Tak właśnie było z Syzyfem powtarzał ciągle ten sam schemat licząc, że tym razem się uda.
Muszę przyznać, że film może wywołać u widza mieszane uczucia, choć u mnie pozytywne (z jednej strony to świetnie, z drugiej - dawno już nie pisałem o filmie, który mi się nie podobał). Pochwalę pomysł na scenariusz, choć po obejrzeniu połowy filmu myślałem, że wszystko, co miało się wydarzyć już się wydarzyło. I tu zaskoczenie... Akcja rozgrywa się od nowa (ale nie od początku!). Dodatkowo muszę pochwalić konsekwencję fabuły. Wydarzenia zdają składać się w logiczną całość, a wraz z biegiem wydarzeń prowadzą nas do początku filmu.
Wśród obsady aktorskiej nie zauważyłem żadnych sław, choć pojawiły się twarze, które już wcześniej kojarzyłem. Są to dla przykładu odtwórczyni głównej roli Melissa George ("30 dni mroku", "Amityville") czy Liam Hemsworth ("Igrzyska śmierci").
Film wart polecenia ze względu na dość ciekawą konwencję dotyczącą rozwoju kolejnych wydarzeń, niespotykanej w innych produkcjach. Jednak fabuła dla wielu wydać się na tyle pokręcona, że film nie będzie budził pozytywnych emocji, a wręcz przeciwnie.
Wyjątkowo na zakończenie chciałbym pozdrowić koleżanki Lucynę i Dianę, które około półtora tygodnia temu zapowiedziały, że odwiedzą mój blog! ;-)