Są filmy, które od dłuższego czasu planuje opisać na blogu, jednak brakuje mi swojego rodzaju impulsu, bym mógł to uczynić. Wówczas zaczynam coś o nim pisać, cokolwiek, co później ląduje w koszu. Wtedy zaczynam jeszcze raz lub (co też się zdarza) zwyczajnie sobie odpuszczam. Jednym z takich filmów, o których starałem się zamieścić notatkę, jest "Przeczucie" (org. "Premonition", reż. Mennan Yapo). Produkcja, która spodobała mi się na tyle, że obejrzałem ją kilka razy.
Czas na opis fabuły... Linda i Jim to typowe, kochające się małżeństwo posiadające dwie córki. Choć czasem rodzinę nawiedzają różne problemy, to ich życie zdominowane jest przez rutynę. Wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia Linda dowiaduje się o śmierci swojego męża w wypadku samochodowym. Jednak następnego ranka kobieta spotyka swojego męża w kuchni przygotowującego śniadanie. Od tej pory rozpoczyna się przeplatanka dni, w których raz mężczyzna jeszcze żyje, a raz już nie.
Film dotyczy jednego z moich ulubionych motywów filmowych czy literackich - przeznaczenia. Los, któremu główna bohaterka starała się przeciwstawić, stał się dla niej pewnego rodzaju pułapką, pułapką czasu. Trudno jest przeżywać tydzień w innym porządku niż chronologicznym, a Lindzie właśnie to się przytrafiło. Trudno jest ocalić życie męża nie wiedząc, czy jak obudzi się następnego dnia to będzie on jeszcze przy życiu. Ale ta przeplatanka, ten zaburzony porządek okazał się świetnym pomysłem, co przy realizacji dało fajny efekt. Widz może utożsamić się z kobietą, ma możliwość wyobrażenia sobie tego, co ta przeżywała przez poszczególne dni.
Rzadko kiedy chwalę plakaty filmowe, przy tym filmie jednak muszę to zrobić. Plakat, na pierwszy rzut oka przedstawia kobiecą twarz, w rzeczywistości prezentuje jedynie drzewa. Fajne złudzenie... Tym bardziej, że nasz mózg jest w szczególny sposób uwarunkowany do rozpoznawania ludzkich twarzy - wystarczy spojrzeć na emotikony typu " ;-) " - od razu postrzegamy coś w stylu oczu, nosa i ust.
Chciałbym zwrócić także szczególną uwagę na mistrzowską rolę Sandry Bullock ("Dom nad jeziorem", "28 dni") odgrywającą rolę Lindy. U boku aktorki wystąpił Julian McMahon ("Czarodziejki") grając jej (zmarłego) męża.
Reasumując produkcja ma coś w sobie, co sprawia, że dobrze się ją ogląda i na długo pamięta. Dlaczego więc jej nie obejrzeć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz