Dziś ostatni dzień roku 2012. To dobry czas, by zastanowić się nad kilkoma sprawami, przemyśleć parę rzeczy oraz postanowić coś na rok następny. Niewątpliwie do północy jeszcze daleko. Może warto obejrzeć więc jakiś film. Ja to zrobiłem parę godzin wcześniej. Co obejrzałem? "Sylwester w Nowym Jorku" (org. "New Year's Eve") reżyserii Garry'ego Marshalla.
Film ma podobną formę do filmu "Walentynki" - ten sam reżyser, ta sama scenarzystka. Tym razem jednak losy bohaterów splatają się 31 grudnia 2011 roku, w którym to dają się poznać: sympatyczna lecz niespełniona sekretarka oraz kurier, który pomaga spełnić jej postanowienia noworoczne; muzyk, który zerwał kiedyś z dziewczyną, a teraz chciałby do niej wrócić; samotna matka, która porzuca własne plany na Sylwestra, by spędzić je z córką (ta ma jednak inne plany) oraz umierający mężczyzna i pielęgniarka, która postanawia spędzić ten wieczór przy jego łóżku. Oczywiście wątków było więcej.
W filmie wystąpiło wiele sław - Robert De Niro, Michelle Pfeiffer, Katherine Heigl, Halle Berry, Sarah Jessica Parker i o wiele więcej. Odnośnie aktorów i gry aktorskiej mogę wspomnieć, że w filmie wystąpił Jon Bon Jovi - wszyscy znamy chyba takie utwory jak: "We weren't born to follow" czy "Always". Kolejnym spostrzeżeniem jest gra aktorska Zaca Efrona. Wydaje się dużo lepsza niż w serii "High School Musical" i dobrze - aktor zdaje się rozwijać i chętnie bym go zobaczył w innych produkcjach. Co innego niestety muszę napisać o Ashtonie Kutcherze. Ten aktor ostatnio gra chyba we wszystkim, nie tak dawno przyuważyłem, że gra również jedną z głównych ról w serialu "Dwóch i pół". Zdaje się, że Kutcher działa na mnie podobnie jak swojego czasu Nicolas Cage - jak zobaczę jego osobę na ekranie to mam ochotę zmienić film!
Odnośnie fabuły to film zasługuje na dużego plusa. Opowiedziane historie zdawały się być przemyślane, pokazywały różne problemy ludzi. Film miał cukierkowe zakończenie, co często bywa minusem (w moim odczuciu), jednak prawdę powiedziawszy tutaj nie spodziewałem się innego.
Cóż, film może nie jest jakoś szczególnie zaangażowany, nie przedstawia trudnej problematyki, dlatego idealnie nadaje się na przyjemnie spędzony wieczór, na przykład w towarzystwie drugiej połówki - i nie chodzi mi tu o alkohol. Może też być świetną alternatywą dla tych, którzy na dzisiaj planują spędzenie sylwestra z Polsatem w fotelu przed telewizorem. Szczęśliwego Nowego Roku...